Metoda produkcji piwa Lambic jest jednocześnie jedną z najstarszych znanych nam metod wytwarzania piwa w ogóle: piwa typu Lambic fermentują przy udziale dzikich drożdży. Mówi się, że ten specyficzny wytrawny, winny i cydrowy aromat z kwaśnym aftertaste to zasługa szczepów drożdży i bakterii właściwym dolinie rzeki Senne, czyli okolice Brukseli. Tym samym to co w innym wypadku (piwa górnej i dolnej fermentacji) uznane byłoby za wadę (zakażenie dzikimi drożdżami) w przypadku piw fermentacji spontanicznej uważane jest za ikonę tego stylu.
Bazę typowego Lambica stanowi mieszanina słodów jęczmiennych i pszenicznych (zazwyczaj w stosunku 70% do 30%). Używany jest także oczywiście chmiel, oryginalnie ze względu na jego konserwujące właściwości, a obecnie przede wszystkim dla smaku i aromatu. W tym celu dodaje sie go do piwa stosunkowo dużo, ale co ciekawe, aby uniknąć silnej goryczy używany jest często suszony chmiel(który ponoć jest o wiele mniej gorzki od świeżego). Po schłodzeniu brzeczki jest ona zostawiana otwarta, tak by umożliwić fermentacje spontaniczną. Potem młode piwo przelewane jest do drewnianych beczek, gdzie leżakuje rok, dwa a nawet trzy lata.
Obecnie typowy Lambic jest rzadko spotykany w sprzedaży detalicznej. O wiele łatwiej kupić Lambica Gueuze, którego historia powstania sięga roku 1880, kiedy Lambic, w celu ułatwienia dystrybucji, a także dla lepszej konserwacji zaczął być butelkowany. Wtedy też zaczęto miksować Lambika, niczym whisky, w proporcach: 2/3 młody Lambic + 1/3 starego, leżakowanego Lambika.
Jakiś czas temu zakupiłem kilka butelek, stosunkowo łatwo dostępnego Lindemansa. Na pierwszy ogień idzie właśnie Gueuze. Na etykiecie butelki przeczytamy między innymi, że należy podawać go w temperaturze 2-3 stopnie Celsiusza. Do degustacji wydało mi się to za mało (chciałem aby piwko odkryło nieco więcej smaków/aromatów), więc poniższy opis odnosi się do smaku piwa w temperaturze 8-10 stopni.
Lindemans Gueze
Piana: Początkowo obfita, bardzo szybko opada do zera.
Barwa: Jeśli potrzymamy piwko w pozycji pionowej przez kilka dni i umiejętnie je przelejemy, to piwko będzie jasno bursztynowe/pomarańczowe z delikatną zawiesina z drożdży, które odłożyły się na dnie butelki. Nie polecam przelewać całego.
Zapach: Tuż pod korkiem zapach owocowy, szampanowaty, winny i nieco landrynkowy. A po przelaniu, to już przede wszystkim ciężka „zawiesina” w postaci zapachu drożdży oraz przede wszystkim sera pleśniowego / starych przechodzonych skarpet, przez którą (zawiesinę) przebijają się nuty owocowe.
Smak: Bardzo kwaśne, jakby ktoś rozsypał po języku kryształki kwasku cytrynowego. Pamiętam też z czasów dzieciństwa gumy do żucia z „Center Shock”, które tak samo wykręcały buzię. Tak czy inaczej, ślinianki szaleją, kwaskowatość atakuje szczególnie boki języka oraz sam jego koniuszek. Po 2-3 sekundach na szczęście wzbiera słód, a nawet odrobina chmielowej goryczki, by potem jednak powrócić do intensywnego kwaśnego i wytrawnego aromatu.
Wspomniałem także o „serku”. Niektórzy określają ten zapach (kwas izowalerianowy) jako zapach przechodzonych skarpet. Ja wole o nim myśleć, w tym wypadku, jako o zapachu sera pleśniowego (piwo otoczone taka myślą lepiej smakuje 😉 ). Żeby było to jasne, pisząc „ser pleśniowy” nie mam tu na myśli jakiegoś „camemberta”. To co najmniej zapach wielbionego przez wszystkich „Lazurka” 😉 Na szczęście po paru łykach zapach nie jest już tak natarczywy. Ostatecznie, jak już się do niego przyzwyczaimy, to w połączeniu z smakiem (aromatem) octowym przywołuje skojarzenia kwaśnego jabłka. Piwo, tak jak „wino musujące”, początkowo bardzo wysycone, szybko się wygazowuje.
Ogólna zajebistość aka pijalność: Jeśli by zostawić lampkę wina Sovetskoje Igristoje na kilka miesięcy, tak aby alkohol utlenił się do kwasu octowego, to być może zawartość lampki smakowałaby jak to Gueze 😉 A tak bardziej serio, mógłbym porównać tego Lindemansa do takiego bardziej wytrawnego Cydru, o ile można się o takie porównanie pokusić.
Na swój sposób piwko jest orzeźwiające. Gueuze, którym sie raczę, ponoć jest najbardziej komercyjną wersją tego rodzaju Lambica. Jest filtrowane, pasteryzowane i bardziej słodkie. Będę miał okazję się o tym przekonać, gdyż „przezornie” zakupiłem także między innymi Gueuze Grand Cru „Cuvée René„, zabutelkowaną w marcu 2012. Moje ślinianki aż drżą na myśl o tym co się czai w tej butelce 😉