Strona główna » Lista wpisów » Rzecz o piwie Inków. Oraz o piwie z Angoli.

Rzecz o piwie Inków. Oraz o piwie z Angoli.

Mongozo Palmnut i Mongozo Quinua

Mongozo Palmnut i Mongozo Quinua

Piwne wynalazki – mam do takowych słabość. Bierze się ona z tego, że tak naprawdę nie zbudowałem sobię żadnej własnej piramidy trunków Maslowa, na której szczycie, nie postawiłem butelki z piwem. W poszukiwaniu nowych doznań i smaków nie jestem fetyszystą. Tak się tylko złożyło, ot dziwny przypadek, że ta droga “poszukiwań” często prowadzi mnie przez kufle wypełnione nachmielonym płynem. Ale wiem, że u celu tej „wędrówki” może znaleźć się cokolwiek.

Tak więc dzisiaj przed sobą mam dwie buteleczki piwa Mongozo. “Mongozo Quinua to piwo z delikatnie gorzkim aftertaste oraz charakterystycznym posmakiem ziaren Quinua. Quinua bywa czasem określane mianem „złotego ziarna z Gór And”. Wieśniacy w Boliwii do dzisiaj piją tradycyjne piwo Inków wyrabiane z ziaren Quinua, nazywając je pieszczotliwie ‚chica’. Piwo ma złocisto-brązowy kolor.” To oczywiście tłumaczenie “piwnej zajawki” jaką raczy nas producent, na całkiem zgrabnie wykonanej stronie www. Tam też Mongozo Palmnut zostało opisane w następujący sposób: “Określenia „odrobinę oleisty, owocowy i wytrawny” najlepiej oddają smak Mongozo Palmnut. To prawdziwie duchowe doświadczenie! Orzechy palmowe nadają temu piwu charakterystyczny aromat temu egzotycznemu, afrykańskiemu piwu, które jest współczesną wersją tradycyjnego piwa z Angoli. Czerwono-brązowy kolor nasuwa skojarzenie z kolorem piasku afrykańskiej pustyni.”

Mongozo Palmnut

Mongozo Palmnut

Tak więc przyznaję, kupiły mnie opisy nadrukowane na wirtualnych etykietach. Pamiętajmy jednak, że Lager z Chorwacji, Kuby czy Afryki będzie tylko Lagerem z Chorwacji, Kuby lub Afryki. Nie oczekiwałem, że te piwa będą czymś więcej niż aromatyzowanymi Lagerami, ale i tak uznałem, że samymi sobą odkryją o wiele więcej niż afrykańska odmiana Heinekena. Szczególnie, iż jak potem przeczytałem, w składzie rzeczywiście występują odpowiednio: Quinua grains / palm nuts. A gdy już zabierałem się za samą reckę, okazało się, że piwko ma także fantastyczną historię („a beer with a story to tell„, jak twierdzi producent na swojej stronie internetowej).

Na stronie internetowej Mongozo możemy przeczytać, że samo słowo “Mongozo” znaczy „zdrowie!” w ojczystym języku Henrique Kabia, jednego z założycieli marki. Ten ojczysty język należy do plemienia Chokwe, które żyje rozproszone na obszarach Angoli, Zambii oraz Demokratycznej Republiki Kongo. Ponoć za recepturę piwa odpowiedzialna jest odległa pra-pra-pra babcia Henrique Kabia, która w XVIII wieku była inicjatorką wielkiej zmiany w tradycji swego ludu: zamiast robienia wina palmowego, zaczęła tworzyć piwo palmowe! <Ta-dum, ptsss!> ( <-dźwięki perkusji oznajmiające zakończenie utworu).

Założyciele browaru Mongozo

Założyciele browaru Mongozo

Ok, to jednak nie koniec 😉 Oczywiście przez kolejne stulecia receptura była ustnie przekazywania, z matki na córkę. Przyszedł jednak czas, że w rodzinie nie było żadnej kobiety, która mogłaby kontynuować tradycję, przez co matka Henrique zdecydowała zerwać ze zwyczajem i wtajemniczyć syna w arkany warzenia piwa. Ta receptura była także jedynym dobrem jakie w cudzysłowiu posiadał Kabia, kiedy jako uchodźca w 1993 przybył do Holandii.  W 1998 Henrique Kabia oraz Jan Fleurkens postanowili połączyć siły i wyprodukować piwo według przepisu. Pomysł okazał się sukcesem i dał początek całej linii egzotycznych piw Mongozo jakie znamy dzisiaj. Dalej w 2001 swoją premierę miało Mongozo Banana, po który w 2003 roku przyszedł czas na Mongozo Quinua in 2003. Krótko potem Henrique Kabia zginął w wypadku. Życie jednak toczy się… dalej; firma rozwijała się dalej „tak jakby życzył sobie tego Henrique”. Obecnie, w pięciu różnych odmianach piwa Mongoza można odnaleźć składniki, receptury oraz piwne zwyczaje ze wszystkich zakątków świata, wliczając w to Ghanę, Sri Lankę, Indonezję, Costa Rikę i Brazylię.

Czy to już pora na: <Ta-dum, ptsss!> ? Nope, jeszcze nie. W czasie przeglądania strony internetowej producenta okazało się bowiem, że większość z produktów Mongozo może pochwalić się znaczkiem FAIRTRADE. Oznacza to, że Mongozo używa składników kupionych od farmerów z krajów rozwijających się, w dodatku za uczciwą cenę. Dzięki temu farmerzy i ich rodziny czeka lepsza przyszłość.

Co niektórzy pewnie teraz pomyślą, że skoro tak naprodukowałem się na temat historii piwka, to *napewno* będzie mi ono smakowało. Bo w końcu chociażby <autoironia> osuszając te dwie buteleczki pomagam farmerom z trzeciego świata, a także przybliżam sobie ich kulturę. </autoironia> A to przecież bardzo szlachetnie, z mojej strony. Oczywiście nie mam nic do marek piwa, które „po prostu powstały”. Narodziny browaru to nie narodziny Kim Dzong Ila, gdzie jak wieść niesie, mimo iż był to środek zimy, narodziny zwiastowane były począwszy przez jaskółkę, przez pojawienie się podwójnej tęczy, a skończywszy na pojawieniu się nowej gwiazdy na niebie. Ołł jea.

Mongozo Quinua

Mongozo Quinua

Jednak w przypadku Mongozo, historia powstania ma bezpośrednie przełożenie na to jak powstaje i prezentuje się to piwo. Dla porównania możemy wziąć pierwszy – lepszy browar „z tradycjami”, na przykład ten założony w tym samym roku kiedy pobiliśmy Szwedów pod Oliwą. Gdzie piwo w tym browarze wytwarzane jest z użyciem chemicznych enzymów przyspieszających proces produkcji i leżakowane stosunkowo krótko w stalowych tankofermentorach. Tyle jeśli chodzi o tradycję i leżakowanie w dębowych beczkach (- to ostatnie odnośnie reklam). Ok, enough. Zobaczmy jak smakuje piwo Inków / piwo z Angoli.

Mongozo Quinua

Piana: biała, średnio i grubopęcherzykowata.

Mongozo Quinua

Mongozo Quinua

Barwa: kolor słomkowy. Bardzo wyraźnie widoczne drobinki (ziaren?) unoszące się w piwie. Drobinki nie opadają na dno i gdyby nie one, piwo można by nazwać niemalże klarownym.

Zapach: Wyraźny zapach drożdży. Dalej, trochę estrów owocowych (brzoskwinie), trawa cytrynowa (polecam zakupić sobie opakowanie tej przyprawy, fantastyczna sprawa). Nieodparte skojarzenia z Pinta – Viva la Vita (warka z 2012 oczywiście).

Smak: Zdecydowanie czuć drożdże. Bardziej gorzki aftertaste, w porównaniu, do mocniejszego, palmowego brata. Gorycz nie pochodzi jednak od chmielu. Smak “wodnisty”, orzeźwiający, lekko owocowy (zielone jabłko). Niskie wysycenie.

Ogólna zajebistość aka pijalność:  Patrz: Mongozo Palmnut. Szkoda się powtarzać 😉

Mongozo Palmnut.

Piana: Kremowa, utrzymuje się dłużej niż w przypadku Quinua, mimo, że piwko jest mocniejsze. Oczywiście bardziej się też pieni.

Mongozo Palmnut

Mongozo Palmnut

Barwa: Bursztynowa. Podobna zawiesina do obserwowanej w poprzednim piwie zupełnie tak jakbyśmy nalali sobie szklankę kompotu.

Zapach: Bardzo wyraźny i specyficzny zapach! Jestem pewien, że wąchałem / piłem już coś takiego. Po chwili do mnie dociera: to goździki. Oczywiście wspomniany zapach gożdzików, o dominacje walczy też zapachem drożdży. Dalej, zapach nasuwa skojarzenia z przyprawionym witbierem w stylu Pinta – Viva La Vita. A także odrobinę z Leffe Blonde. A bardziej z Satan Red      (Brouwerij De Block). Postanowiłem, że te dwa ostatnie sobie na wszelki wypadek przypomnę.

Smak: Wyrazisty, interesujący smak i zapach. Alkohol, mimo, że jest go 7%, jest bardzo ładnie skomponowany z bukietem piwa. Zapach drożdży przykryty goździkiem oraz sfermentowanymi owocami. Aftertaste utrzymuje się długo, na szczęście jest dość przyjemny. Aromaty pieprzowe, podobne do Sachsenberga Pepřové’go.

 
Ogólna zajebistość aka pijalność: Obu piw warto spróbować. O ile ktoś nie jest “uczulony” na drożdże w zapachu czy też “smaku”, to mogą okazać się dla niego bardzo pijalne. Szczególnie lekkie Quinua, odpowiednio podane, w upalny dzień 😉

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s