W ostatnim swoim poście opisałem jak „wakacyjna” aura może przekładać się na smak tego co pijemy. Było też o czeskich piwach, tak dość ogólnie, bo nie padły żadne nazwy. Z tego powodu postanowiłem napisać coś dla kogoś kto wybrałby się do Czech i akurat słońce by nie dopisało. Smak świadomie wybranego piwa ten mankament niepogody, nadrobi. Ale zanim zacznę nobilitować bądź strącać w czeluście piekieł kolejne czeskie browary, najpierw: tradycyjny, nudny i przydługi wstęp, który tak bardzo kochacie 😀
Frist thing first, wyprawa do Czech to nie wyprawa po Złote Runo. Samo przekroczenie granicy nie zmieni praw rynkowych, gdzie konsument kupując jakiś produkt patrzy często przede wszystkim na cenę. Ta cena z kolei dyktuje jak piwo dla takiego konsumenta jest robione. Nie należy wspinać się ze swoimi oczekiwaniami na Mt. Everest, gdyż moim nieskromnym zdaniem znakomita większość czeskiego piwa jest tylko najwyżej poprawnie przeciętna. Niemal każde czeskie piwo jest do siebie bardzo podobne, a wspólnym mianownikiem jest coś co określiłbym mianem „czeskiej szkoły chmielenia piwa”. Chodzi mi o ten trochę zatęchły, „duszny” posmak chmielenia, tak charakterystyczny dla piwa z Czech. Zwyczajnie, najpewniej Czesi mają pod tym względem inne gusta niż Polacy i nie inaczej ma to odzwierciedlenie w tym charakterystycznym lekko goryczkowym posmaku , jaki można odnaleźć w wielu piwach zza południowej granicy. Ot, cała magia i bynajmniej nie używałem w tym kontekście wyrażeń pejoratywnych. Po prostu, taka jest specyfika tego piwa.
Nie mniej jednak, jeśli chodzi o czeskie piwa to bardzo podoba mi się fakt eksponowania informacji na etykiecie na temat zawartości ekstraktu w piwie. Nierzadko widzimy więc pisane „dużą czcionką” 10°, 11°, 12°, 14°, 16° i tak dalej. Fajna sprawa, bo już na wstępie daje nam to pewien ogląd na temat zawartości samej butelki. W Polsce, jeśli się coś eksponuje to niestety raczej zawartość alkoholu. Podoba mi się jeszcze jedna rzecz u naszych południowych sąsiadów: nie trzeba w Czechach szukać żadnego „świata alkoholi” z bardziej niszowym piwem, aby móc sobie ściągnąć z półki coś innego niż oklepane „jasne pełne”. Nie ma szału, ale jest o wiele lepiej niż w Polsce, gdzie często uzupełnia się monotonny asortyment piwem z Litwy, Ukrainy, Rosji, Czech.
A zatem, co warto przywieźć z Czech? Zanim się na ten temat rozpisze wypadałoby na początek powiedzieć parę słów o realiach. Wygląda to tak, iż jeśli nie trafimy przypadkiem na lokalną inkarnację „Koneser – świat piwa” przyjdzie nam najpewniej dokonywać zakupów w Billi albo w Kauflandzie – popularnych sieciach supermarketów w Czechach. Tym samym nie znajdziemy tam piw z browarów Kocour, Matuška czy innych producentów tworzących ambitne piwo. Będzie to mainstream. Tak jak pisałem we wstępie, nie nakręcajmy oczekiwań.
Zacznijmy nieco kontrowersyjnie, bo od odesłania do pierwszej lepszej recenzji piwa Samson 1795 znalezionej w Internecie. Jeśli chciało się wam otworzyć link, to mogliście zobaczyć, że Samson jak widać: może smakować. Mając ten dość istotny niuans na uwadze, zaserwuję Wam teraz najlepsze: w Tesco, jeśli mnie pamięć nie myli, można kupić Samsona za około 3,5PLN. Za bardzo nie odbiega chyba od ceny Heinekena czy Carlsberga. Co jednak zabawne, w czeskim Kauflandzie ta sama butelka kosztuje 9,90CZK(sic!). I jakby tego było mało, niedawno w promocji zauważyłem Samsona po 5,90CZK. Tak, zgadza się. To niecała złotówka. Tym samym stwierdzenie, ze życie potrafi być °przewrotne° nabiera w tym przypadku nowej głębi, którą poznacie po degustacji piwa za złotówkę, nabytego w polskiej sieciówce. Fuck yeah, nie przewróćcie się.
Podobnie ma się sprawa z dostępną w Polsce, a nagradzaną w samych Czechach Holbą, którą w Kauflandzie nabędziemy za około 12,5CZK, a polskim „dużym” Tesco za niecałe 5 pln. Pomijając Samsona 1795, który może być nieco dyskusyjny, Holbę mogę już bez oporów polecić. A w szczególności Holbę Šerák. Co ciekawe browar z Hanušovic może pochwalić się stroną internetową również wersji w języku polskim. Warto poklikać.
Okej. Mamy więc już dwa piwka, co do smaku których możecie się przekonać, nawet jeśli nie mieszkacie niedaleko granicy z Czechami. Wystarczy Tesco, najlepiej to w wersji „hiper”, gdzie jest nieco większy asortyment. Po resztę trzeba się już niestety pofatygować, lub wygrzebać w ofercie jakiegoś sklepu internetowego.
Trzecia pozycja na mojej liście to Ježek. Bardzo niepozorne piwo sądząc chociażby po etykiecie oraz zawartości ekstraktu – niby tylko „jedenastka”. Tym większe napotkacie zaskoczenie po rozpoczęciu degustacji. To co urzekło mnie w tym piwie to fakt, że w przeciwieństwie do swoich wielu braci z gatunku svetly leżak, Ježek NIE JEST piwem płaskim, jednowymiarowym. Ten fakt przesądza też o niesamowitej pijalności. Mógłbym użyć wielu porównań do innych marek / gatunków, ale ponieważ już siedzimy w czeskich klimatach… jeśli zamówicie Pilsnera Urquella w dobrej restauracji (czytaj: gdzie będą mieli dobrą beczkę) będziecie mogli doświadczyć podobnej harmonii goryczy chmielu kontrowanej słodem, co pijąc „Jeżyka”. Ježeka niestety nie spotkałem „luzem” na półce w Billi / Kaufland , ale wchodzi w skład zestawów „Cesta pivních znalců” dostępnych oczywiście we wspomnianych wcześniej sieciówkach. W Polsce dostępny także między innymi w Piwotece.
Punkt czwarty to właśnie CPZ. „Cesta pivních znalců” można przetłumaczyć jako „koneserzy piwa”. To zdaje się inicjatywa mniejszych browarów, która powstała po to by zaistnieć w świadomości konsumentów, i tym samym otworzyć sobie drogę do konkurowania z nimi. Za cenę 100 – 130 koron otrzymujemy siedem różnych piw w gustownym kartonowym opakowaniu, które zostały dobrane ze sobą, ze względu na jakąś wspólną cechę, np. typ użytych drożdży, jęczmienia, kolor, wysycenie i tak dalej. Dla kogoś kto ciągle „poszukuje”, taki zestaw to fantastyczna sprawa.
Na koniec zostawiłem sobie Primatora, z browaru Náchod. Primator to świetny przykład na to, że nie potrzeba znowu tak wiele aby zróżnicować swój produkt, dzięki czemu można zaoferować coś przystępnego dla szerszej grupy odbiorców. Albo… trafić na mój blog (nie wchodząc w szczegóły jakiej rangi jest to obecnie zaszczyt 😉 Zostawiając tą dygresję na boku znalazłem użyteczną stronę gdzie znajdziemy trochę etykiet Primatora wraz z opisem piwa, w języku angielsku.
Jak widzicie, nawet Lager nie musi być nudny. Primator 16° Exclusiv, Primator 24° Double, Primátor 21° Knight’s Lager… i tak dalej. Co więcej, w ofercie znajdziemy Primátor English Pale Ale, a także zdaje się nowość (nie uwzględniony w spisie etykiet) Primator Stout. I tutaj, warto nieco zwolnić opowieść, a nawet się z nią na chwilkę zatrzymać. To niecodzienne, że kupiłem piwo z napisem „Stout”, w supermarkecie Kaufland. I nie jest to piwo importowane, tylko rodzima produkcja. A także – Primator to NIE jest to browar rzemieślniczy.
Tym samym mam nadzieję, że jesteście ciekawi jak smakuje 😉 W następnym moim poście przekonamy się chociażby czy Primator Stout zasługuje na miano Stouta, czy nie jest jakimś farbowanym Dark Lagerem. W tym celu zestawie go wraz z premium Dark Lager: Master Tmavy.
P.S Jakiś czas później napisałem o zakupach w Czechach raz jeszcze. Zapraszam tutaj: https://birofil.com/2013/08/04/o-tym-co-warto-przywiezc-z-czech/