Ktoś przypomniał mi o takim jednym zdjęciu…

O zdjęciu, które swoją drogą bardzo lubię, ponieważ tak jak wyjątkowe piwo, ono także opowiada niezłą historię. Ta historia to opowieść o pewnym sukcesie, o zdobytych szczytach. A leci, ta historia, mniej więcej tak:

***

Góry. Droga prowadzi na Diablaka, najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego, jednocześnie element korony Polskich gór. Grupa w której się poruszam wchodzi na polanę.

Coś zaczyna mnie „świerzbić” w nosie.  Początkowo tylko bezwiednie zarejestrowałem fakt, że w otoczeniu pojawiło się coś nowego. Po chwili jednak, zacząłem bardziej skupiać na tym zapachu. Był szczególny, bo nie pasował mi do tego miejsca – a była to łąka położona względnie wysoko w górach. Był to zapach kwitnącego drzewa owocowego.

Rozejrzałem się więc i zacząłem po kolei zrywać rosnące dookoła kwiaty nie mogąc dopasować tego co podpowiadał mi mój mózg, do tego co widzę i doświadczam. Sprawdzałem kolejne kwiaty i nic mi nie pasowało – za każdym razem orientowałem się, że zapach musiał miał swoje źródło gdzie indziej. z kolei gdy podchodziłem do kolejnych kwiatów, zapach stawał się intensywniejszy. Coraz bardziej wyrazisty, określony.

Aż w końcu, jak widzicie, kilkadziesiąt metrów dalej znalazłem to biedne drzewo (bo wygięte tak oryginalnie, stojące na samotnie), na środku polany… Nachyliłem się do gałęzi, wziąłem głęboki wdech i… bingo!

IMG_9084

IMG_9084 — kopia

***

Who would have known. Minęło już sporo czasu odkąd rozpocząłem swoją przygodę z niebanalnym piwem, więc i stać mnie na poniższą refleksję:

Gdy próbujesz czegoś nowego, zawsze jest coś co pomoże Ci się zaczepić. Powonienie nigdy nie było moją mocną stroną. Za to mam dobrą pamięć i potrafię katalogować, kategoryzować swoje doświadczenia, rozkładać je na części pierwsze, wskazywać różnice.

Organizm dostosowuje się do naszych wymagań. Po pewnym czasie próbowania piw nosem, zacznie Ci w tym pomagać, rozwijając ten zmysł, wznosząc Cie na wyżyny swoich możliwości, mimo, że wydawało się, nie masz ku temu specjalnych predyspozycji.

Kolejny zdobyty w życiu szczyt.

 

Starka First Edition 35

Od wielu lat moim małym marzeniem było spróbować Starki. Starka to rodzaj wódki produkowanej z żyta, starzonej w dębowych beczkach. Niektórzy określają ją mianem „polskiej whisky”. Tego małego marzenia nie mogłem sobie tak po prostu zrealizować idąc do sklepu z odpowiednią ilością gotówki. Jedyny spadkobierca tradycji produkcji Starki – Polmos Szczecin zgłosił w 2008 roku wniosek o upadłość. Samej Starki nie było na rynku od kilkunastu lat. Ceny na rynku wtórnym poszybowały, a ja, nie znając się za bardzo na tego typu alkoholach nie chciałem ryzykować sytuacji, w której ktoś sprzedaje mi jakiegoś tańszego single malta wartego 150 PLN jako Starkę za 1000 PLN.

dsc_2082
Tak zgadza się, to jest blog o piwie. Ale Starka, tak samo jak niektóre piwa, urzekła mnie swoją historia, którą zaraz przedstawie. Tradycja produkcji tego alkoholu sięga co najmniej XV wieku. Kiedy w szlacheckiej rodzinie rodził się syn, brano beczkę po Węgrzynie (winie sprowadzonym z Węgier) i zalewano ją domowej produkcji spirytusem, z małym dodatkiem liści jabłoni lub lipy. Następnie, uprzednio zabezpieczywszy beczkę woskiem pszczelim zakopywano taka beczkę w ziemi i odkopywano dopiero na wesele potomka.

dsc_2084
Na rynku znajdziemy różne „starki”. W tym takie sprowadzane z Rosji czy też Litwy. Jednak te produkty, w przeciwieństwie do dobra zgromadzonego w piwnicach dawnego Polmosu Szczecin, są tylko smakowymi, aromatyzowanymi wódkami. Starka wymaga ciągłości, co roku dodawania nowych nastawów, a producenci ze wschodu wyprzedali swoje zapasy, nie odnawiając ich.
Nie będziecie zaskoczeni, jeśli powiem Wam, że wiadomość o powrocie Starki na rynek bardzo mnie ucieszyła. Polmos Szczecin został co prawda kupiony, ale przez spółkę założoną na Cyprze i były obawy, że cały zapas destylatu popłynie za granicę, gdzie będzie sprzedawany pod inną marką. Tak się na szczęście nie stało, dzięki czemu mogłem zakupić dsc_2086butelkę Starka First Edition 35.

Zanim przejdę do degustacji, jeszcze dwie drobne uwagi. Starka First Edition różni się od starek produkowanych kiedyś przez Polmos Szczecin. First Edition w przeciwieństwie do np wznowionej edycji Banquet ma 40%, a nie 50% zawartości alkoholu. Co ciekawe, producent nazywa swe produkty np „Starka First Edition 35”, a nie określa ich jako „Starka Frist Edition, 35-letnia”. Ciężko więc stwierdzić jaki był najmłodszy rocznik użyty do stworzenia degustowanej przeze mnie wersji, jednak chyba można założyć, że jakaś część blendu to Starka co najmniej 35 letnia.

dsc_2088
Druga uwaga to ta, że nie znam się na degustacji whisky i podobnych. Wiem jednak co nieco na temat degustacji piwa. Tym samym użyje podobnego procesu by opisać zawartość pokala, pomijając te punkty, które w tym kontekście nie mają sensu (piana…).

 

Piana: N/A

dsc_2091
Barwa: Ciemnozłoty. Szkło w którym degustowałem Starkę to pokal sędziowski Biersommelier. U podstawy ma 1 cm średnicy.

Zapach: Zapach zdradza, że faktura płynu który będę próbował jest aksamitna, ułożona. Pierwszy akord, to oczywiście dębina. Drugi to rodzynki oraz melasa. Na trzecim planie wanilia oraz dalsze estry o profilu owocowym. Spodziewałbym się może większej finezji, ale i tak dobrze, że mamy trzy akcenty o różnym stopniu nasilenia, komponujące się ze sobą. No i trzeba wspomnieć, że zapach jest bardzo intensywny. Jeśli ktoś lubi rozsiąść się w fotelu ze szklaneczką wyrazistej whisky typu Lagavulin 16, to chyba nie będzie zawiedziony.

Smak: Początek słodki, trochę owocowy. Drugi akcent bardzo ostry, dębowy. Czuć ściąganie na podniebieniu, taninowość. Finisz to połączenie pierwszego i drugiego akordu. Aftertaste słodki, alkoholowy – dąb i rodzynki.

dsc_2089
Ogólna zajebistość aka pijalność: Spodziewałem się nieco więcej, ale i też nie było źle. Problemem w odbiorze na pewno jest fakt, iż nie degustuję za dużo ciężkich alkoholi. Starka na pewno wyróżnia się intensywnością i głębią zapachu. Myślę, że wokół Starki obecnie jest sporo hype’u. Gdy ten opadnie, spadnie też pewnie cena, lub przesunie się ona odpowiednio, gdy Szczecińska Fabryka Wódek Starka zacznie wprowadzać bardziej ekskluzywne wersje.

 

 

 

Bavarian IPA – Gebraucht nach dem Deutschen Reinheitsgebot.

Jakie piliście India Pale Ale? Pewnie długo by wymieniać 🙂 Tradycyjna angielska, jak i dominująca w ofercie AIPA, a także PIPA, najróżniejsze Single Hopy, a takze IPY z dodatkiem przypraw. Pinta wypuściła nawet Das Ipa, którą oznaczyli sobie jako German IPA. A czy ktoś z Was kiedyś kosztował, uwaga: Bavarian IPA? 😉DSC_0701

Właściwie to z regionalizacją można iść tak daleko, jak pewnego razu zdarzyło się nam zajść z Domowy Browar PTU  gdy uwarzyliśmy razem, legendarne już w pewnych wąskich kręgach, PIPA. Akronim oczywiście nie rozwija się do Polish IPA, ale do Porąbka IPA (a Porąbka, to takie zadupie niedaleko Bielska-Białej, no hard feelings PTU 😛 ).

A wracając już na dłużej, ale nie na dobre z krainy dygresji, to Dolden Sud IPA jest „Bavarian” jak i jest kontynuacją mojej mini serii o niemieckich piwkach, którą obiecałem przy okazji Black IPA z browaru Camba. Samo piwo ma dość skromną, ale też nienagannie wykonaną etykietę, a także jest handcrafted, ‚of organic farming Bioland’, i tak dalej. A zatem do dzieła.

Riedenburger Brauhaus – Dolden Sud IPA

Piana: Drobna, biała, oblepiająca szkło, średnio trwała, aczkolwiek jej odrobina zostaje z nami do końca degustacji.

Barwa: Początkowo zółto-złoty, opalizujący. Po przelaniu całej butelki, mamy przepiękną zawiesinę powstałą z drobinek chmielu. Etykieta nie kłamie, piwo w żadnym razie nie zostało wykastrowane filtracją.

DSC_0702DSC_0703DSC_0713

Zapach: Piękny kwiatowy. Mamy też Agrest, Truskawkę, Avocado i… miód. Po ogrzaniu wychodzi też trochę akcentów przyprawowych. Momentami można doszukać także innych akcentów, nie na tyle silnych jednak by się pod nimi podpisać 😉 Mimo to, sprzyja to w pozytywnym odbiorze piwa, i też z racji tego można opisując aromat obdarzyć go epitetem „złożony”.DSC_0714

 
Smak: Raczej niskie wysycenie, sprzyjające sesyjności. Pierwszy akcent słodki, owocowo – słodowy. Drugi akcent złożony z harmonijnej pracy goryczy i podbudowy słodowej na podniebieniu. Potem mamy krótką, mało intensywną goryczkę. Na koniec przyjemny, owocowy aftertaste. Dygresja: czasami można przeczytać na piwnych blogach, że goryczka przypominała „skórkę z grejpfruta”. Ciężko oddać słowem percepcję piwa, tak więc ucieknę do czegoś podobnego w swoim opisie. W przypadku Riedenburger Dolden Sud IPA można powiedzieć, że goryczka, i nie tylko goryczka, ale cały odbiór smaku piwa nasuwa skojarzenia… ze skórką z pomarańczy, na której zostało trochę miąższu 😉

 

DSC_0706DSC_0708DSC_0711

Ogólna zajebistość aka pijalność: Piwo bardzopijalne i zbalansowane. Na tle wypustów polskich browarów kontraktowych spod znaku IPA wypada bardzo dobrze, aczkolwiek trudno byłoby mu obronić oznaczenie stylu w którym zostało uwarzone. „Brakuje” tego tępego poziomu goryczy jak w przypadku Kingpina Rocknrolla (który jest przecież „tylko” Pale Ale) lub wypustów Ale Browaru z pod znaku Single Hop (HBC, Simcoe). Z chęcią sięgnąłbym po kolejną buteleczkę.

Kierunek Bavaria – Brauerei Camba – Imperial Black IPA

Brauerei Camba Imperial Black IPAJakiś czas temu, w pewnym sklepie z alkoholem, który posiada „poszerzoną” ofertą piw, pojawiły propozycje z niemieckiego browaru Camba . Przyzwoite etykiety, na których można doszukać się czerpania inspiracji od konkurencji, niezła selekcja gatunków piw typu górnej fermentacji. Doszły mnie nawet plotki o knajpie otwartej w Katowicach bodajże, gdzie dla odmiany króluje właśnie Camba. Nie mogłem się oczywiście oprzeć potrzebie zakupu paru butelek.

Tak się też zdarzyło, ze mój dobry kolega wracając z podróży służbowej, przywiózł mi całkiem niezłą kolekcję butelek, oczywiście pełnych. Postanowiłem po małej przerwie napisać trochę o piwach zza zachodniej granicy, bo jakoś mało o tych piwach słyszymy. A widać, że Niemcy też próbują skorzystać na tym, że rynek piwa się rozwija, a gusta konsumentów są coraz bardziej wyrafinowane. Są nawet pod tym względem nieco dalej niż my Polacy jako branża. Wystarczy spojrzeć na nowe odmiany chmieli, jakie mają do zaoferowania niemieccy producenci. U nas niestety pod tym względem mało się dzieje.

Brauerei Camba – Imperial Black IPA.

Piana: Obfita, w dużej mierze bardzo drobna i utrzymująca się. Osadza się na ściankach. Kolor ciemny beż.

Barwa: Wiśniowa czerń.

Brauerei Camba Imperial Black IPABrauerei Camba Imperial Black IPABrauerei Camba Imperial Black IPA

Zapach: Trochę żywicy sosnowej, cytrusy (mango i marakuja), a także pewna podbudowa estrowa objawiająca sie w aromacie czerwonych owoców. W połączeniu z nutą czekoladową w zapachu przywodzi skojarzenia z zapachem belgijskich pralin. Alkohol ładnie ukryty. Piwo traci gdy się ogrzewa, gdyż do głosu dochodzi pewien niepokojący aromat. Zapraszam do zostawienia notki w komentarzach 😉

Smak: Pierwszy akcent jest mdląco słodki. Zaraz potem wkracza bardzo intensywna, ale na szczęście ustępująca goryczka. Potem znowu powraca słodycz odczuwalna szczególnie na koniuszku języka. Ma się wrażenie, że piwo było dosładzane Ksylitolem. Wysycenie odpowiednie. Faktura piwa aksamitna, układająca sie na podniebieniu.

Ogólna zajebistość aka pijalność: Nic specjalnego. Momentami dziwna kompozycja smakowo-zapachowa daje ambiwalentne odczucia, jeśli chodzi o odbiór tego piwa. Hop-headzi będą jednak raczej zadowoleni. Piwo oferuje solidną goryczkę.Brauerei Camba Imperial Black IPA

Cerevisia Triticea. Piwo historyczne.

Cerevisia triticea to określenie na najszlachetniejszy gatunek piwa produkowanego w Małopolsce, w XVI wieku, gdzie zasyp stanowiło 100% słodu pszenicznego. Cerevisia triticea to też nazwa mojego projektu, którego celem jest próba rekonstrukcji piwa warzonego w Krakowie, na początku XVII wieku, z tym, że „rekonstrukcja” to może nie być najszczęśliwiej dobrane słowo.

Etykieta Cerevisia Triticea

Etykieta zaprojektowana specjalnie dla mojego piwa.

Piwo uwarzyłem za pomocą współczesnego sprzętu, z dostępnych surowców i mając na uwadze XXI wieczne pojęcie pijalności piwa. Ostatecznie historyczna Cerevisia triticea lśniła na tle innych piw, ale należy pamiętać, że wg niektórych „70% piw była pozbawiona gazu, alkoholu i smaku – piwo było obrzazłe i kwaśne. Na różny sposób też „ratowano” takie piwo, dodając soli, rogu jelenia, świeżych jaj, itd. Na porządku dziennym był potas i kreda.”

Ale znajdziemy także relacje, które napawają raczej optymistycznie. Na przykład pod koniec XVI wieku niejaki Syreniusz w swoim dzienniku opisał dość dokładnie piwo w ówczesnej Polsce. Najbardziej cenione przez ówczesnych mu ludzi było piwo 100 % pszeniczne, odpowiednio dojrzałe i w miarę klarowne, a w smaku lekko kwaskowe.

Mając to na uwadze piwo uwarzyłem tak aby inspiracje z wielu źródeł historycznych oraz ich opracowań nie przyćmiły jego pijalności. Celowo także wybrałem sobie okres „przejściowy” w warzeniu piwa, gdzie powoli zaczęto odchodzić od warzenia piwa stuprocentowo pszenicznego, dodając do zasypu jęczmień. Tam gdzie ramy stylów się ze sobą mieszają, tam więcej miejsca na własne interpretacje.

Zanim jednak opowiem Wam jak kiedyś powstawało piwo, muszę wspomnieć o jeszcze jednym „krakowskim” piwie: cerevisia alba – czyli tzw „piwo białe”, które często znajdziemy wzmiankowane w różnych źródłach historycznych.

Różnica pomiędzy cerevisia triticea a cerevisia alba, była taka, że alba z założenia piwem lżejszym niż triticea. Być może osiągane to było poprzez niższy ekstrakt, a być może poprzez zmieszanie słodu pszenicznego z jęczmiennym w stosunku 2:1 lub 3:1.Dodatkowo, ponad 400 lat później ciężko też czasami rozstrzygnąć do jakiego „piwa” odnoszą się poszczególne wzmianki. Siłą rzeczy więc, inspirując się historią, zapożyczyłem sobie i z alby i z triticeji, a także z piwa warzonego po nich, z coraz mniejszym udziałem słodu pszenicznego.

Cerevisia triticea

„Wieniec” filtracyjny

Słód

Punktem wyjścia była dla mnie informacja, że zasyp stanowił 100% słód pszeniczny, a same piwo było jak pisał o nim Syreniusz, odpowiednio dojrzałe, w miarę klarowne, słodkawe i lekko kwaskowate.

Już na wstępie wymóg 100% zasypu słodu pszenicznego rodzi pewien problem. Słód pszeniczny nie posiada łuski, która niezbędna jest do ułożenia złoża filtracyjnego. Dlatego też, przeglądając sklepy internetowe z asortymentem dla piwowarów przeczytamy magiczne „może stanowić do 80% zacieru”. Stąd moja pierwsza konkluzja: albo kiedyś nie było takiego problemu, albo radzono sobie z tym w jakiś ciekawy sposób. Jak się okazało, oba przypuszczenia okazały się prawdziwe. Otóż używano kadzi filtracyjnej z fałszywym dnem, z wywierconymi otworami. Nad nimi układano słomiany, kilkuwarstwowy wieniec (preferowana była słoma żytnia, ale gdy tej brakowało, używano słomy z innych zbóż). Dalej postępowano już klasycznie.

Cerevisia triticea

Wieniec filtracyjny tuż po przyjęciu młóta.

W trakcie moich historycznych poszukiwań, natrafiłem także na inną ciekawą informację. Otóż spotkałem się z opiniami, że niegdyś słód pszeniczny miał inną postać od tej, znanej nam teraz i przypominał raczej nasz dzisiejszy słód orkiszowy. To skłoniło mnie do podjęcia decyzji, że zasyp w moim piwie będzie stanowić 100% słodu orkiszowego. Pozostała tylko jeszcze jedna kwestia. Na ile ten słód powinien być przesiąknięty dymem?

W tamtych czasach, pomieszczenie używane do suszenia słodu zwane było ozdownią, hozdownią lub ozdnicą, opalane były drewnem lub węglem drzewnym i naturalne było to, że słód wzbogacany był przez rozmaite dymne fenole, tak jak i spora część przygotowywanych wtedy artykułów spożywczych. Wątpliwości czy muszę lekko uwędzić mój słód orkiszowy (nie znalazłem go dostępnego w sklepach w takiej postaci, więc musiałbym to uczynić sam) rozwiała lektura Piwowara Domowego: „Do suszenia służyły zaawansowane techniczne piece, zapewniające końcowemu produktowi znakomite parametry. Słód krakowski nie miał dymnego posmaku.”

Chmiel

Pierwsze wzmianki o chmielu w Polsce pochodzą z XIII wieku. W XVI w. chmiel był już przedmiotem handlu wywozowego z Litwy, a Statut Litewski przepisuje surowe kary na szkodników w chmielnikach.

Cerevisia triticea

Po zakończonej filtracji. Czyli zdjęcie kuchni, którego absolutnie nie może zobaczyć Twoja lepsza połowa 😉

Najlepszy chmiel pochodził z Podlasia, z ziemi krakowskiej, sandomierskiej i kaliskiej, czyli tam gdzie udawały się także uprawy zboża. Szczególną estymą oczywiście darzono chmiel czeski. I to tam upatrywałbym, źródeł naszych chmielarskich tradycji. Na mój wybór chmielu w dużej mierze składało się rozumowanie oparte na tym jak chmiel czeski wraz z czeskimi tradycjami jego uprawy mógł znaleźć się w Polsce (gdyż jak udało mi sie wyczytać w Krakowie używano wyłącznie produkcji lokalnej) oraz na założeniu, że do najlepszego piwa sypano najlepszy chmiel. Tu przytoczę pewną ciekawą wypowiedź na ten temat:

Wojny husyckie (1419 – 1434) spowodowały emigrację znacznej liczby ludności Czech i Śląska na północ i wschód, głównie do przygranicznych rejonów Polski. Osiedlając się w przygranicznych miastach przyczynili się do rozszerzenia produkcji piwa i związanej z tym uprawy chmielu. Druga fala migracji miała miejsce po wojnie trzydziestoletniej (1618 – 1648) – następuje powtórny napływ Czechów i Niemców, ale nie tylko – również dużo ludności holenderskiej, od której wszyscy przybysze otrzymali miano „olendrów”. Pamiątką po nich jest charakterystyczne budownictwo wiejskie, w tym liczne wiatraki. Dla osadnictwa emigrantów w okolicach Tomyśla (obecnie Stary Tomyśl; Nowy Tomyśl jest młodym miastem, został lokowany dopierow XVIII w.) duże znaczenie miało darowanie im znacznych obszarów przez ówczesnego wojewodę wielkopolskiego Feliksa Szołdrskiego. Od roku 1692 powstały kolonie olenderskie Paproć, Gliny, Przytek, Kozilasek „…i kilka innych, w których niemieccy przybysze opuściwszy kraj swój Prusy przez wojskowością osiedlili się.” Czesi wraz z materiałem sadzonkowym przynieśli nowe umiejętności uprawy chmielu.

Oczywiście, nie znajdziemy i nie kupimy już chmielu nowotomyskiego. Ale istnieje jego „spadkobierca”, trochę zapomniany już i wypierany w niebyt chmiel Lomik. Tyle jeśli chodzi o wybór. Przy okazji jednak warto wspomnieć o dwóch istotnych sprawach: z dzisiejszej perspektywy nam wydaje się to oczywiste, ale czy stosowano w ogóle chmiel w piwowarstwie, w tym okresie? A jeśli tak, to czy poddawano go jakiejś obróbce, gdyż jak wiadomo, lubiono wtedy piwa słodkawe?

Co do obróbki – miało się to odbywać w specyficzny sposób. Chmiel często wysmażano / wygotowywano, „puki nie osłodnieje, aby piwo nie było gorzkie”. Oczywiście dodawano go również do kotła w postaci szyszek, jednak nie ceniono chmielu za to że objawia się w piwie w postaci goryczki, ale za to, ze pozytywnie wpływa na trwałość piwa.

Co do pytania czy w ogóle chmiel stosowano – istnieje teoria, że chmielić piwo w okolicach Krakowa (w ogóle w Polsce?) zaczęto dopiero w roku 1551, kiedy Król Zygmunt August dał przywilej dwóm cudzoziemcom: Negelinowi i Ulrychowi do ulepszenia i wdrożenia oszczędności w warzeniu piwa. Teoria bazuje na fakcie, iż wg niektórych wcześniej owszem wspomina się o uprawach chmielu, jednak nie wspomina się o nich w kontekście piwa. Przykładowo napisany przez Stefana Falimirza „O ziołach i o mocy ich”, Kraków 1534 w ogóle o piwie w kontekście chmielu nie wspomina.

Tak czy inaczej, moją Triticeą celuję w początki XVII wieku (1610), tak więc w moim przypadku Negelin i Ulrych być może zdążyli wprowadzić swe „poprawki” 😉

Drożdże

Cerevisia triticea

Złoże filtracyjne układa się.

Drożdże to największa zagwozdka. W numerze 12-stym „Piwowara domowego”, wyczytałem iż „w krakowskich piwnicach, w których fermentowano piwa, panowała stała, dość niska temperatura, nieprzekraczająca 11-12 stopni”, oraz, iż „próby przeprowadzania fermentacji dolnej (przez autora artykułu – dopisek Birofil) nie były raczej udane”.

Mój wybór padł na Wyeast 3056 Bavarian Wheat Blend, jako dość neutralne i zbalansowane jeśli chodzi o produkowane estry i fenole. Postanowiłem także fermentować piwo w temperaturze „ejlowej”, pozwalając nawet aby fermentujące piwo osiągnęło w fazie wysokich krążków temperaturę 24 stopni Celsiusza.

Warzenie

Warzenie Cerevisia Triticea, nauczyło mnie kilku rzeczy. Do najważniejszych zaliczyłbym regułę, iż nie należy przeglądać wyników World Beer Cup w trakcie podgrzewania zacieru do drugiej przerwy temperaturowej 😉

Jeśli nie interesują Cię szczegóły techniczne warzenia, możesz pominąć poniższy fragment i przejść od razu do podsumowania.

Oryginalnie zasyp miał stanowić 100% słód Orkiszowy, zacierany 30 minut w 64 stopniach oraz ponad godzinę w 74 stopniach Celsiusza. Ta druga temperatura oscyluje już niebezpiecznie blisko mashoutu, który chyba niechcący wykonałem próbując odszukać kategorię Grodzisza na World Beer Cup. Tak więc gdy po niecałych dwóch godzinach w temperaturze opadającej z, hmm,” temperatury zagapienia się”, próba jodowa wyszła czarna jak noc, postanowiłem dodać świeżą porcję słodu, a najbardziej ekstraktywnym słodem jaki miałem w danej chwili pod ręką był słód Pale Ale. Niestety nie udało się scukrzyć całej skrobi, czego wyrazem była mętność brzeczki tuż przed gotowaniem, a także warstwa „krochmalu” jaka zebrała się potem na dnie fermentatora. Ale tu wybiegam już trochę naprzód.

Cerevisia triticea

Mętna brzeczka tuż przed gotowaniem.

Kolejne potknięcie miało miejsce przy ocenie ilości słomy, jaką należy użyć do budowania złoża filtracyjnego. Jak wiadomo, słód pszeniczny nie posiada łuski, która mogłaby posłużyć do stworzenia takiego złoża, tak więc cała odpowiedzialność za filtracje młóta spada na wieńce utworzone ze słomy. I tu mały hint: w momencie, w którym uznasz, że załadowałeś już do „kadzi filtracyjnej” całkiem pokaźną ilość słomy, po prostu dodaj drugie tyle. Ja będąc już sporo do tyłu z czasem „odpaliłem” po prostu drugą „kadź filtracyjną”, odbierając część młóta z pierwszej kadzi, by przyspieszyć filtrację, która niemalże stanęła.

A dalej to już standard. Dodam tylko, że chmielenie miało postać:

 

  • 20g Lomik(4%) w 30 minucie
  • 20g Lomik(4%) w 40 minucie
  • 20g Lomik(4%) w 50 minucie.

Celowałem i osiągnąłem brzeczkę o wartości 13 BLG.

Podsumowanie

Cerevisia triticea

A tak wygląda Cerevisia triticea w pokalu. Mniam, mniam.

Mimo perypetii podczas warzenia (które mogły tylko wzmóc efekt zmętnienia), oraz pominięciem etapu fermentacji cichej(podczas, której piwo klaruje się) piwo wyszło bardzo klarowne, o słomkowej barwie, widoczne na zdjęciu. Raczej na pewno wyglądem nie przypomina tego z początków XVII wieku. Godząc się z tym faktem, postanowiłem jakby pociągnąć je w tym kierunku lagerując niektóre buteleczki w niskiej temperaturze kilku stopni, co dało bardzo pozytywne efekty.

Ogólnie piwo wyszło całkiem udane.

Warząc warkę numer dwa, cofnąłbym się w XIV – XV wiek. Słód Orkiszowy zostawiłbym jedynie jako mały dodatek. Podstawą byłaby pszenica z pewną ilością słodu typu Biscuit / Abbey.

Może w przyszłym roku znowu poproszę Was o dwie garście słomy 😉

Ostatni pocałunek. Weeeee Heavy!

Szkockie Ale, nazywane także „Wee Heavy” albo 160/-, to tradycyjnie najmocniejsze piwa warzone przez szkockich piwowarów. Enigmatyczne 160/- oznacza po prostu „dokładnie 160 szylingów” i wywodzi sie z niegdyś używanej nomenklatury, która określała gatunek piwa po stawce podatku, jaką trzeba było zapłacić za około 240 litrową beczkę piwa, w XIX wiecznej Szkocji.

Tradycyjnie, szkockie Ale były długo gotowane po to aby uzyskać efekt karmelizacji, który objawia się potem w aromacie i smaku gotowego piwa, dając piwo bardziej „pełne”, słodsze w odczuciu. Oczywiście pośrednio efektem ubocznym dłuższego gotowania będzie również zwiększona zawartość alkoholu w gotowym piwie, a także karmelizacja wpłynie na kolor piwa, czyniąc go ciemniejszym.

Pipeworks Brewing - Last Kiss Wee HeavyPipeworks Brewing - Last Kiss Wee HeavyPipeworks Brewing - Last Kiss Wee Heavy

Szkockie Ale, tak jak wiele innych gatunków piw przeżywa swój renesans na fali rewolucji piwnej. I tak jak z innymi charakternymi i nieco pokrewnymi piwami, takimi jak Russian Imperial Stout czy Barley Wine, współcześni browarnicy nie poprzestają na historycznych granicach stylu. Oryginalnie, w XIX wieku Wee Heavy oznaczało piwo w okolicach 6% zawartości alkoholu, co było sporą ilością jak na owe czasy. Obecnie można kupić Wee Heavy tak „ciężkie” jak 12%, czyli dwa razy tyle, co powiedzmy „oryginał”. Degustowane przeze mnie Last Kiss, z Pipeworks Brewing ze swoim 9,5% oczywiście wpisuje się w ten trend.

Dodatkowo, mimo, że pewne historyczne przesłanki temu przeczą, amerykańscy piwowarzy sypią często do kotła słód opalany torfem, nadając piwom posmak whisky.

Pipeworks Brewing – Last Kiss

Piana: Mało obfita, i szybko opada, tworząc pierścień wokół ścian naczynia.

Barwa: Najciemniejszy odcień czerwieni (ale jednak czerwieni) jaki istnieje. Piwo klarowne.

Zapach: Suszone owoce, dębowa beczka, garść przypraw jak do grzanego wina, cynamon. Intensywnie słodowy, karmelowy (intensywny bo, aż do odczucia ‚mleczny’, bo karmelizacja potrafi dać takie efekty. Niestety niektórzy mylą ten aromat z diacetylem). Zbalansowany i przyjemny.

Pipeworks Brewing - Last Kiss Wee HeavyPipeworks Brewing - Last Kiss Wee HeavyPipeworks Brewing - Last Kiss Wee Heavy

Smak: Wyraźnie odczuwalne na języku wysycenie stanowi kontrę dla niesamowitej pełni. Nieco oleiste, co sprzyja w odbiorze piwa. Delikatnie rozgrzewa w żołądku i na finiszu. Przyjemny, odrobinę wytrawny, lekko whiskey’owaty aftertaste.

Ogólna zajebistość aka pijalność: Nie da się ukryć, że tematem przewodnim, jeśli nie jedynym tego piwa, jest słód. Mimo swojej mocy (9,5% Abv) jest na swój sposób delikatne. Propsy dla Pipeworks Brewing Co za zalakowany kapsel. Jest to niejako sugestia co można a nawet co należy zrobić z tym piwem ( można je leżakować a lak ochroni kapsel przed korozją). Myślę, że warto zakupić, jeśli ktoś ma ochotę przekonać się jak może smakować solidnie uwarzone, aczkolwiek lekko przesadzone Wee Heavy.Pipeworks Brewing - Last Kiss Wee Heavy

Mecz Polska – Irlandia, który na pewno wygramy.

Browar Pinta nie przestaje zaskakiwać. Gdybym należał do konkurencji tego kontraktowego browaru, myślę, że po większości ich posunięć mógłbym z uznaniem i odrobiną zazdrości przyklasnąć: „no żesz dlaczego ja nie wpadłem na to wcześniej!”O’Hara’s leann folláin

Myślę, że jako pierwsi z polskich browarów kontraktowych dali się poznać poza granicami naszego kraju na większą skalę. Na organizowane przez siebie wycieczki po świecie, nie wybierają się z pustymi rękoma. Bière de Garde zawieźli do Francji, Sahti do Finlandii, Oto Mata IPA do Japonii, i tak dalej. Z kolei z wycieczek przywożą najpewniej  inspiracje, a także kontakty, które mogą później, tak jak się to stało teraz, zaowocować: w postaci nowego projektu.

Panowie z Pinty do Dublina polecieli z furą płatków owsianych i polskiego, praktycznie nie istniejącego na zagranicznych rynkach chmielu (być może oddając naszym rodzimym producentom  przysługę). Razem z O’Hara’s uwarzyli Lublin to Dublin – czyli podwójnego Stoutu owsianego. Będąc ciekaw ich kolaboranta – O’Hara’y – wyczarowałem sobie butelkę Stoutu, która wyszła spod ich reki.

Leann folláin w języku gaelickim znaczy ponoć ‚pełny Stout’, a samo piwko uwarzone jest w stylu Extra Irish Stout.

O’Hara’s leann folláin

Piana: drobno i średnio-pęcherzykowata.Beżowa i dość trwała.

Barwa: jak najbardziej odpowiednia dla Stoutu.

O’Hara’s leann folláinO’Hara’s leann folláinO’Hara’s leann folláin

Zapach: raczej zbalansowany, na który składają się słody ciemne, palone, kakao, toffee, kawa Mocha, lukrecja.

Smak: Lubię zaczynać od końca, więc: zbyt wysokie wysycenie jak na Stouta, palono-goryczkowy, ostry finish. I kawowy after taste. Finish oraz wysycenie to najsłabsze strony tego Stoutu. Ale poza tym mamy dobrze zachowany balans pomiędzy wodnistością, a aksamitnością, z przesunięciem jednak w stronę wodnistości. A także bardzo dobry drugi ‚akord’, który następuje po tym gdy język i podniebienie przyzwyczają się do dużej ilości obecnych bąbelków i zanim poczujemy gorycz/palność na podniebieniu.O’Hara’s leann folláin

Ogólna zajebistość aka pijalność: Przy przelewaniu do kufelka zalecam maksymalnie możliwie odgazować piwo. Ogólnie, to Pinta nie ma co się wstydzić ze swoim Dobry Wieczór, jeśli zestawimy piwo Pinty do tego „Irlandczyka”. Lublin to Dublin może być zupełnie odmienną receptura, ale, spekulując – jeśli jednak dołożyć do O’hara’s leann folláin przywiezionych z Polski płatków owsianych oraz zmniejszyć wysycenie, to już na tym etapie będzie to moim zdaniem dość udane piwo.

Wszyscy wiemy, że piwo jest z chmielu. Hop Animal Double Double IPA.

Ilekroć w szeroko dostępnych i popularnych mediach pojawi się artykuł o piwie, to nie ważne czy tematem newsa jest podwyższenie akcyzy, raport i/lub prognoza odnośnie spożycia złotego napoju w Polsce czy nie daj boże jakiś ranking najlepszych piw czy browarów to możemy być pewni, że w komentarzach do artykułu poczytamy zawsze o tym samym. W skrócie, gdy zapoznamy się z tym co Kowalski, Wiśniewski oraz Nowak raczyli napisać w komentarzach, to będzie to prawie na pewno, niewerbalny (bo wyrażony za pomocą klawiatury) lament, że piwa, już niestety nie waży się z chmielu (literówka zamierzona).Hop Animal Double Double IPA - Revelation Cat

Tak więc moi kochani, otacza nas spisek, gdzie wszystkie koncerny spiknęły się i zamiast warzyć piwo z chmielu, używają różnych substytutów takich jak słód albo bycza żółć. Na szczęście, są jednak browary, które robią to zgodnie ze sztuką. Hop Animal Double Double IPA od Revelation Cat to piwo o potężnym ekstrakcie i zawartości alkoholu (13%). Piwo chmielone jest przy użyciu niemal każdej znanej techniki chmielenia. Wedle przechwałek producenta: Hopmash, First wort hopping, hopburst, continuous hopping, hopback, dry hopping, dry hopping, dry hopping, dry hopping, and more 😉

Dzięki temu zabiegowi – jestem pewien – że każdy koneser ‚piwa z chmielu’, jakich nierzadko można znaleźć we wspomnianych wcześniej ‚komentarzach’ może być ukontentowany. Mamy nadzieje, że mój gust okaże się być równie wyrafinowany.

Hop Animal Double Double IPA - Revelation CatHop Animal Double Double IPA - Revelation CatHop Animal Double Double IPA - Revelation Cat

Hop Animal Double Double IPA – Revelation Cat

Piana: Bardzo drobna, kremowa, fantastyczna oblepia szkło. Po kilku minutach od nalania, niemalże znika

Barwa: Bursztynowo-miedziany, dość klarowny.

Zapach: Podbudowa słodowo-alkoholowa, w połączeniu z zapachem amerykańskich chmieli odurza. Najlepiej jest się sztachnąć zaraz po odkapslowaniu butelki. Z aromatów chmielowych: mango, truskawka, gruszka i odrobina ziołowości.

Hop Animal Double Double IPA - Revelation CatHop Animal Double Double IPA - Revelation CatHop Animal Double Double IPA - Revelation Cat

Smak: Wysycenie dość wysokie, jeśli wziąć pod uwagę zawartość alkoholu. Ten ostatni jest w takim stężeniu, że przyjemnie rozgrzewa żołądek oraz nieprzyjemnie piecze w podniebienie, jeśli weźmiemy pod uwagę aftertaste. Słodyczy w tym piwie za wiele nie ma. Słodowość momentalnie ustępuje goryczce, która króluje niepodzielnie aż po finish, który jest mocno łodygowy/taninowy. Piwo bardzo pełne, oleiste w odczuciu.

Ogólna zajebistość aka pijalność: No cóż, jak mogę nie polecić, skoro piwo właściwie zrobione jest z chmielu?  😉 Za to fani gatunku Imperial India Pale Ale mogą to piwo śmiało odpuścić. Skojarzenia z Barley Wine są nieodparte.

Mój własny Braggot.

Jakiś czas temu pochwaliłem się na fejsbuku, że obiecano mi miód. Miód miał być niczego sobie miodkiem pochodzącym z pierwszej ręki od pszczelarza i miał mi posłużyć do uwarzenia „piwa miodowego”. Ilość otrzymanego miodu przerosła moje oczekiwania, przez co postanowiłem zmienić zasady gry i pójść trochę dalej. Dzisiaj opowiem Wam więc o Braggocie.Braggot

Braggot (zwany również bracket, bragot, brakkatt oraz brackett), z języka walijskiego bragawd, to popularny w średniowieczu napój, powstający na bazie słodu i miodu, oraz przyprawiony chmielem. Jednak co ważne dla tego stylu: miód w braggocie gra pierwsze skrzypce. Kiedyś nawet przyrządzany był tylko w oparciu o miód i chmiel, ale receptura bliższa naszym czasom uwzględnia również przygotowywanie brzeczki piwnej. Z tym, że oryginalnie Braggot był często mixem piwa i miodu, gdzie mieszanie składników następowało na krótko przed podaniem trunku przez karczmarza.

Mnie oczywiście zabawa w karczmarza nie interesowała 😉 Do piwa zabrałem się w następujący, dość nietypowy sposób:Braggot

Posiadałem gęstwę drożdżową z uwarzonego wcześniej Stouta, gdzie użyłem suchych drożdży Safale US-05. Drożdże te mają bardzo wysoką tolerancję na alkohol, jednocześnie dają piwu czysty profil. Nieco ponad 3 litry miodu przefiltrowałem, a następnie odrobinę wyjałowiłem, podgrzewając go do temperatury 100 stopni by następnie delikatnie gotować przez około pół godziny. W takim naturalnym miodzie – nie do końca oczyszczonym, mogło znajdować się sporo różnego rodzaju ‚życia’, którego niekoniecznie miałem ochotę zapraszać do fermentora 😉

Jednocześnie przygotowywałem ‚zupkę chmielową’. Wlałem nieco ponad 10 litrów wody do garnka i po zagotowaniu, gotowałem przez nieco ponad 50 minut. Co dziesięć minut dosypywałem dziesięciogramową porcję chmielu – Amarillo. Na chwile przed wyłączeniem palnika dosypałem jeszcze 20g chmielu Willamette. Następnie, tak jak w przypadku miodu, odstawiłem do wystygnięcia.

Braggot

Po wystygnięciu wlałem wszystko do fermentora. Dodatkowo, do fermentora trafiło 1.7kg ekstraktu słodowego, pilzneńskiego, jasnego. Całość uzupełniłem wodą korzystając z zakupionych wcześniej 5 litrowych baniaków wody źródlanej i zamknąłem pokrywę. Nie zakładałem rurki, gdyż nie miało to najmniejszego sensu.

Namnożone drożdże, po swego rodzaju rozgrzewce w postaci przefermentowania dla mnie Stouta podjęły prace bardzo szybko. Bardzo szybko też gęstwa drożdżowa zaczęła uciekać z fermentora przez jedyny dostępny otwór – ten na rurkę fermentacyjną. Sytuacja została względnie opanowana po 5 dniach. Braggot Potem już tylko standardowo: przelanie na cichą, klarowanie i do butelek.  Z jednym małym wyjątkiem. Wiedziałem, że to co otrzymam, to będzie bardzo mocne i wytrawne piwo. To co dla nas jest pysznym miodkiem, dla drożdży jest tylko mieszanką cukrów, którą mogą przetworzyć na alkohol i dwutlenek węgla. Chcąc zachować miodową słodycz w moim piwie musiałem dodać do niego coś, co będzie jednocześnie słodkie i nie zostanie przejedzone przez drożdże.Braggot

Mój wybór padł na Xylitol – słodzik otrzymywany w sposób naturalny z kory brzozy i neutralny dla smaku piwa. Efekt mojej pracy widoczny na zdjęciach. Pozwolę sobie zamiast zwyczajowej recenzji napisać tylko, że chmiel nadał mojemu Braggotowi aromat oraz cierpkość, słód – również aromat oraz esencję piwa, a miód… tego to już trzeba spróbować! 🙂

Amarone barley wine. Birrificio del Ducato – L’Ultima Luna.

Barley Wine – dosłownie „wino jęczmienne”, to określenie, które było zarezerwowane dla najmocniejszego piwa typu Ale, warzonego „na Wyspach”. Po raz pierwszy określenie zostało użyte w 1903 roku przez browar Bass, w kontekście Strong Ale No.1 – piwa wyprodukowanego przez ten browar.Birrificio del Ducato - L’Ultima Luna

W dzisiejszych czasach, post-rewolucyjnych (a mam tu na myśli amerykańską rewolucję piwną), Barley Wine to często piwo o ekstrakcie początkowym 20-30 Blg i większym oraz zawartości alkoholu oscylującej wokół 10 – 15 %. Oprócz potężnego ekstraktu piwo jest także często intensywnie nachmielone, bo jak wiadomo, na fladze wspomnianej rewolucji gęsto od szyszek chmielu 😉 Aczkolwiek biorąc pod uwagę „tradycję” i korzenie wyspiarskie, piwo nie musi mieć 20 Blg i 100 IBU. To co odróżnia Barley Wine od np Imperial IPA, to zazwyczaj bardziej pełne, słodowe body i nieco mniej aromatyczne goryczkowe, jeśli chodzi o sam chmiel.

„Wino jęczmienne”, które mam zamiar za chwile zdegustować, nie pochodzi ani z U.S.A ani z UK. Od jakiegoś czasu nieśmiale degustuje zawartości buteleczek z napisem „made in Italy„, próbując rozeznać się czy obywatele ojczyzny makaronu i sosów do makaronu, piwo warzyć potrafią. Jak dotąd, spróbowanie kilku butelek m.in Revelation Cat mnie nie zniechęciło do dalszych eksploracji i miejmy nadzieję, że piwo, które zaraz zdegustuje także stanie na wysokości zadania.

L’Ultima Luna, to piwo z włoskiego browaru rzemieślniczego Birrificio del Ducato. Z etykiety można odgadnąć (bo nie mogę powiedzieć, że ‚wyczytać’, gdyż nie władam językiem włoskim), że jest to „Reserva 2010”, która spędziła 24 miesiące w beczce oraz to, że moja butelka ma numer 0399. Zapytawszy wujka Google, mogę dalej przypuścić, ze chodzi o beczki po winie Amarone (Amarone della Valpolicella).  Amarone z kolei okazuje się być typowym, wytrawnym, czerwonym winem włoskim, produkowanym z częściowo suszonych szczepów winogron, za pomocą dość wyszukanego procesu ( jak na mój gust 😉Birrificio del Ducato - L’Ultima Luna )

Z kolei na stronie internetowej można wyczytać (już w języku angielskim), że L’Ultima Luna spędza w dębowych beczkach po Amarone 18 miesięcy oraz że piwo ma 13% alkoholu oraz 26 stopni Plato ekstraktu. Autor tak pisze o tym piwie:

Stworzyłem L’Ultima Luna by uczcić narodziny mojego pierworodnego syna, Matteo. W trakcie ciąży, pamiętam, że sen z powiek spędzała mi myśl o charakternym, dobrze wyleżakowanym, posiadającym głębie piwie. Wybierając z moich ulubionych win, mój wybór padł na beczki po Amarone, tak by piwo mogło się odpowiednio utlenić(sic!), wystawione na dostęp tlenu. Inna przesłanką było oddać należną cześć utlenionym winom z Andaluzji oraz ziemiom z których pochodzą, a które są mi bliskie. Chociaż minimum dojrzewania dla takiego piwa to 9 miesięcy, po wielu próbach za optymalny czas uznałem 18 miesięcy.

Bazując na pracy Salvadora Dali oraz Saint-Exupery , surrealistyczna etykieta ukazuje obraz dziecka podnoszącego morze. Piwo wyróżnia się niespotykanymi w swej złożoności utlenionymi aromatami skóry, skórki sera, Madery, drewna oraz prażonych migdałów. Coś co lubię uczynić z tym piwem to zostawić otwartą butelkę, by spróbować jej dopiero po trzech miesiącach.

Birrificio del Ducato – L’Ultima Luna

Piana: Praktycznie nie powstała po przelaniu do szklanki. Kilka grubych, szybko znikających pęcherzyków – to wszystko.

Birrificio del Ducato - L’Ultima LunaBirrificio del Ducato - L’Ultima LunaBirrificio del Ducato - L’Ultima Luna

Barwa: Miedzany, silnie zmętniały, wręcz błotnisty.

Zapach: Dość ostry, winny. Mamy suszone owoce (gruszki, śliwki), taninę, nuty alkoloholowe, cherry, imbir.

Smak: Początek to spora doza karmelu, który w kilka sekund ustępuje pola taninie/płatkom dębowym. Finisz winny, lekko kwaskowaty. Przyjemny, nieco zalegający aftertaste, będący mieszanką wytrawnego wina oraz gęstej słodowej brzeczki. Wysycenie znikome.Birrificio del Ducato - L’Ultima Luna

Ogólna zajebistość aka pijalność: Piwo posiadające nie tylko ciekawą historię, ale także i smak. zainspirowało mnie do poszukania sobie butelki Amarone. Mimo, że wina nie pije, to moje sensoryczne zboczenie nakazuje mi czasami nie odmówić sobie małej lampeczki, gdy mnie ktoś częstuje. A resztę zawsze może wypić moja lepsza połowa 😉