Kiedy nadchodzące po sobie gwiazdy jednej piosenki, sezonowe boysbandy i Justiny Biebery po swoich pięciu minutach w MTV zostają wymienieni na kolejne egzemplarze swojego gatunku, to zespoły grające nazwijmy to „ciężką muzykę” potrafią być „na fali” przez lata. A i ich związkowi z fanami towarzyszy często zdecydowanie więcej sentymentu. Będąc fanem zespołu metalowego, obudzony w środku nocy musisz wyrecytować skład swojego zespołu oraz także całą dyskografie, bez zająknięcia.
Prezentuję oczywiście troszkę przejaskrawiony obraz , ale i tak najlepiej też jest posiadać te wszystkie płyty w swojej kolekcji, jak i również wspierać swój ulubiony zespół kupując koszulki, czapeczki, spodenki, majteczki, skarpetki, portfele, przypinki, kubeczki, chusty, poduszki, pościele… i długo by tak wymieniać. Z kolei bandy którym się „udało” wiedzą o tym, i by godnie żyć ™ ciągną cały ten merchandising, nie zostawiając swoich wiernych fanów w potrzebie; prześcigają się wypuszczając kolejne gadżety. W całym tym szaleństwie oczywiście nie mogło zabraknąć heavy metalowego piwa.
Zazwyczaj w takich wypadkach wypuszcza się lagerowego sikacza w cenie przyzwoitego Russian Imperial Stouta albo Lambica i jest po sprawie. To, że nie skończyło się tak w przypadku naszego Troopera zawdzięczamy ponoć wyrobionemu gustowi jednego z członków zespołu, który jak wieść niesie, jest wielkim fanem piw typu Ale.
No i dochodzi także story, o straceńczej szarży brytyjskiej brygady kawalerii pod Balaclavą w 1854 roku. Motyw przewodni (czy też inspiracja) piosenki Iron Maiden pod tytułem Trooper.
Trooper. Robinsons Brewery.
Piana: Bardzo drobna, biała, zanika w błyskawicznym tempie i właściwie nie osadza się na szkle.
Barwa: Klarowne, złote/jantarowe.
Zapach: Słodowy (odrobinę karmelu/palonego jęczmienia), trawa cytrynowa, a także trochę kukurydzy. Część profilu zapachowego przypomina ten z piw typu American Adjunct Lager, gdzie przedstawicielem gatunku jest jak np. Miller Genuine Draft.
Smak: Zaraz na początku mamy znowu słodką kukurydzę i karmel, która w kilka sekund przechodzi w delikatną goryczkę, by na finiszu pozostawić dość przyjemne nawet, nuty trawy cytrynowej. Aftertaste jest „millerowaty”, trochę cierpki(cytryna…) i też przyjemny. Średnio wysycone (a to dość dziwne jak na piwo w tym stylu).
Ogólna zajebistość aka pijalność: Piwo w swoim stylu, czyli Premium Bitter/ESB, gdzie emfaza położona została na jego pijalność. Jednak jak na ESB, goryczka powinna być bardziej obecna. W przypadku Troopera jest ona moim zdaniem za mało wyrazista, za bardzo przykryta słodem. Mam wrażenie, że zostało to podyktowane faktem, że piwko było robione z myślą na eksport we wszystkie strony świata, a tym samym miało trafić gusta Lagerboy’ów, którym nie straszna jest Warka albo Żubr przed koncertem. Lub ich zagraniczny odpowiednik.